Vagabundus w Bieszczadach
Licealny Klub Turystyczny „Vagabundus” rozpoczął wakacje już 14 czerwca. Wyruszyliśmy na VII edycję Rajdu po Puszczy Noteckiej. Tym razem pieszo i kajakiem. Do celu naszej wędrówki dotarliśmy po zmroku. Osada Maciejewo jak zawsze była dla nas gościnna. Po krótkiej nocy marsz do Białej i dalej kajakami do samej Piłki. Jak nas poinformowano jesteśmy jedyną grupą, która zapuszcza się tak daleko. To dla nas powód do dumy. Po mokrej przygodzie na Miałce noc spędziliśmy u bram Parku Grzybowego w Piłce, goszcząc u ks. Sławomira Olejniczaka. Mimo deszczowego dnia dotarliśmy nad Jezioro Kubek, gdzie rozbiliśmy już ostatni obóz na tegorocznym rajdzie po puszczy. Pogoda nie sprzyjała. Po spędzonej nocy w swoich łóżkach ruszyliśmy w dwunastodniowy rajd po Bieszczadach.
Już na starcie było wesoło. Zagubione legitymacje i portfele nie sprzyjały wakacyjnej atmosferze ale sztuką jest obrócić trudności na swoją korzyść co udaję nam się jak dotąd znakomicie. Pierwsza noc w pociągu. Jak zawsze dość niewygodnie ale znośnie. Dzień pierwszy – Komańcza – więcej tu świątyń wszystkich wyznań niż mieszkańców. Nasze pole namiotowe oddalone o kilometr. Był to jednak „bieszczadzki” kilometr składający się z co najmniej dwóch klasycznych. Noc deszczowa, ale dzień słoneczny. Plecaki około 20kg i w drogę do Duszatynia. Cel prosty idziemy czerwonym szlakiem do Ustrzyk Górnych. Dzień zakończyliśmy w Bazie Rabe, gdzie nie wiedza kosztowała nas zimną noc w namiotach, a obok stał otwarty domek dla turystów ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero rano wraz z wizytą wycieczek w tym jednej harleyowej. Kolejny dzień to monotonna podróż do Cisnej, gdzie spędziliśmy dwie noce z powodu złej pogody. Burze na polu namiotowym potrafią być przerażające. Bardziej szkodliwe okazały się jednak lisy, które skutecznie uszkodziły nasz namiot.
Wraz ze zmianą pogody ruszyliśmy na szlak. Okrąglik okazał się być trudnym wyzwaniem. Do Wetliny dotarliśmy jednak przed zakładanym czasem. Kolejne dwa dni to serce Bieszczad – Połoniny Wetlińska i Caryńska. Naszą bazą wypadową stały się Ustrzyki Górne i „Bieszczadzka legenda”, która straciła dość znacznie w naszych oczach, przynajmniej pod względem kulinarnym bo strefa chillout nadal ma swój czar. Pogoda w kratkę prażące słońce lub błoto po kostki. Droga na Tarnicę to napływ turystów, na Halicz zostaliśmy praktycznie tylko my. Widoki zapierające dech. Pierwsza myśl – to chyba jednak tu kręcono „Władcę Pierścienia” nie w Nowej Zelandii. Widoki epickie, zejście monotonne. Ostatni dzień to Kremenaros lub jak kto woli Krzemieniec. Zejście trzech granic państwowych w jednym miejscu. Tym samym nasza wędrówka stała się międzynarodowa. Dzień kolejny to powrót do Rzeszowa i do domu ale nie dla każdego (…) Część z nas czekała jeszcze przygoda z chełmską Hesperiadą, czyli vagabundusowa grupa Teatru TU na wschodzie Polski podbijała serca publiczności.
A Vagabundus ma wakacje!!! Czyli? Zajęcia wspinaczkowe w Lubaszu. Kurs pierwszej pomocy w Trzciance. Obóz wędrowny na orientację i nasz własny „Fit Club”. Dzieje się i dziać się będzie !!!