Vagabundus pod żaglami
Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści, wtedy chętnie słucha człowiek morskich opowieści! Kto wie, na ile mil morskich wiatr unosił śpiew majtków z pokładu Żagli dla każdego. Kto wie, ile wilków morskich zbudził i ilu z nich zawróciło swoje łajby, by dać wiarę uszom. Marynarze mocowali się z szotami grota, foka i bezana, ocierali pot z czoła, mrużyli oczy patrząc na słońce, a ich burta sunęła poprzez spienione wody kierskiego jeziora, stawiając czoło prawdziwym morskim przygodom.
Po zmaganiu się z urokami leśnej puszczy, wędrówkami, spływami i rajdami przyszedł czas na to, by Vagabundus z Liceum Ogólnokształcącego w Czarnkowie stanął pod żaglami. Wielu pewnie myśli, że żegluga jest starciem z żywiołem wody, jednak w rzeczywistości rejs to opowieść o wietrze. Artur Geremek ze swoimi młodymi podróżnikami nawiązał współpracę z żeglarzami z Kiekrza działającymi w ramach klubu sportowego „Posnania”. To wielkość ich marynarskich serc dała możliwość czarnkowskiej młodzieży spędzenia trzech dni na terenie ich obiektu oraz niemal całego dnia na pokładach jachtów pod czujnym okiem doświadczonych bosmanów.Jako transport do Kiekrza Vagabundus wybrał swoje jednoślady.
Trasa nie była krótka, nie zapowiadała się również na lekką, z powodu słońca, które mocno opiekało karki rowerzystów. Przejechali oni wzdłuż i wszerz wiele miast i wsi, by w połowie drogi zatrzymać się na dłuższy przystanek w Obornikach. Druga część wyprawy była nieco lżejsza, gdyż do nosów uczestników rajdu dochodził coraz silniejszy zapach jeziora. I wreszcie o godzinie 19:00 dotarli na miejsce! Czekały na nich pyszne wypieki absolwentek liceum, które dołączyły do wyprawy z Poznania. Wieczór spędzili przy grillu, a także rozgrzewając struny głosowe przed jutrzejszym rejsem…
Vagabundus obudził się wcześnie. Gdy wynurzył się ze swoich namiotów, napełnił żołądki i pojechał na poranną kąpiel na drugi brzeg jeziora. Chciał jak najlepiej przygotować się na żeglugę, która rozpoczęła się już o 10:00. Kapitan Michał nakreślił zasady rejsu, po czym zaprosił wszystkich na pokład. Tutaj wszyscy zamienili się w marynarzy. Majtkowie dzielnie pomagali kapitanowi, który uczył ich marynarskiego żargonu i podstawowych żeglarskich komend. Nie odbyło się również bez wiosłowania, gdyż tego dnia wiatr był bardzo spokojny. Po kilku godzinach grania, śpiewania, dryfowania i morskich opowieści Żagle dla każdego dobił do portu, a cała załoga udała się na obiad.
Popołudniu czekały na nią kolejne rejsy. Starsza ,,V-ka” udała się w podróż luksusowym jachtem Sonią pod dowództwem kapitana Michała Nitschke; młodsza niewielką, lecz urokliwą omegą z córką bosmana Mirosława Pryba, Natalią. Tym razem świeżo upieczeni żeglarze musieli wykazać się wiedzą, którą zdobyli podczas pierwszego rejsu, samodzielnie przygotować jachty oraz wykonywać wszystkie czynności prawdziwej załogi.Trzeciego dnia bardzo ciężko było im się rozstawać z Jeziorem Kierskim. Kto wie, może niektórzy wrócą tutaj niebawem, by odbyć kurs żeglarski i stać się prawdziwym wilkiem morskim? Tymczasem jednak musieli pożegnać się z tym miejscem i ludźmi, którzy ich ugościli oraz wzbogacili o wiele nowych doświadczeń.Vagabudus wsiadł na swoje jednoślady i obrał kurs na dom, pozostawiając za sobą masę marynarskich wspomnień.
Ula Małecka